Gdy
Bóg tworzył człowieka, chciał by był idealny. Żeby każdy atom
istoty człowieczej doskonały był w swojej strukturze i funkcji.
Bóg dał duszę, żeby ludzie nie tylko myśleli, ale też
odczuwali, przeżywali, widzieli sens w życiu. Człowiek to przyjął.
Został stworzony. Chciał być podobny do Niego. Nie wiedzieć
kiedy, przytrafił się pośród zieleni, grzech pierworodny. Już
nie był bez skazy człowiek. Obserwował jak inni, podobni do niego
chorowali. Precyzyjne uprzednio atomy przestały być dynamiczne.
Tajemnicą największą zostały owiane choroby duszy. Niekiedy
żadnych symptomów nie dawały. Ziemianin był uśmiechnięty, pełen
energii jak gdyby człowiecze cząsteczki dobrze pracowały.
Tymczasem one się buntowały. Do dziś, wieku XXI, ten sam człowiek
zastanawia się nad chorobami ducha. Ktoś umiera z własnego wyboru,
a był "taki szczęśliwy". Bóg nie taką formę
przeżywania miał na myśli, ale grzech pierworodny zniszczył
koncepcje. Jednak Stwórca nie negował smutku, bo też potrzebny
psychice jest. No właśnie, psychika. Ziemianie duszę utożsamili z
psychiką. Najwspanialszy wynalazek wieków - tak dzisiejsi naukowcy
okrzyknęliby duszę. Jakość przeżyć, doznań, odczuć, refleksji
stała się niezwykła, nieopisywalna, metafizyczna, tajemnicza,
niewyjaśnialna. Po dziś dzień pytanie: czemu nic nie odda
refleksji zrodzonych w głowie? Tak więc: dusza i człowiek żyli i
żyją nadal razem w szczęściu lub nieszczęściu.